W kinach Róża – najnowszy film
reżysera serialowego Wojtka
Smarzowskiego (Na Wspólnej, Brzydula, Londyńczycy 2).
Podobno też najbardziej wyczekiwany. Przez aklamację uznany za dzieło wybitne,
w momencie w którym okazało się, że to właśnie Smarzowski będzie
reżyserował. Wszak w kraju nad Wisłą „wybitność” otrzymuje się z nadania,
dożywotnio, bez odwołań i w trybie niejawnym. Wojtek Smarzowski
reżyserem wybitnym jest, odkąd nakręcił dobre Wesele.
Fakt, że na co dzień zajmuje się sztuką, której wybitność jest sprawą
dyskusyjną (wspomniane seriale) nie ma na to najmniejszego wpływu. Pan Wojtek na co dzień
może klepać telenowele, ale gdy tylko jego film puszczany jest w kinie, staje
się filmem wybitnym. Z nadania.
Dom Zły – film prostacki,
prymitywny i źle opowiedziany (bezsensowne wprowadzenie kilku płaszczyzn czasowych)
zapoczątkował akcję zagłaskiwania pana Wojtka. Recenzenci
przyznawali gwiazdki bez opamiętania porównując do Fargo braci Coen. Różnica jak między piciem w Szczawnicy, a
szczaniem w piwnicy. Pan
Wojtek poczuł się dobrze w swoim artystowskim bunkrze i robi filmy, odpowiadające
hasłu: „patrzcie, jacy potrafimy być ohydni”. Wiadomo od ohydy do wybitności
tylko krok. Wszyscy zachwyceni! Jakież to ohydne! Jakież paskudne! Jakież
wstrętne! Dokładnie ten trop, odtwarza Róża. To kolejna
odsłona bezrefleksyjnego studium ludzkiej ohydy. Tautologiczny schemat, w
którym po paskudnym świecie harcują paskudne osobniki, uprzykrzając skutecznie
życie nielicznym porządnym.
Jako reżyser serialowy pan Wojtek ma bardzo duże
doświadczenie w pracy nad cudzym tekstem. Tym razem autorem scenariusza jest
niejaki Michał Szczerbic.
Człowiek, który wcześniej swój talent scenariopisarski objawił jako autor
jednej z najbardziej spektakularnych katastrof rodzimej kinematografii, czyli adaptacji
Wiedźmina, zarówno w
wersji serialowej jak i filmowej. To on, jako producent, stał za tym by trudny
film fantasy o budżecie przeszło 18 mln PLN wyreżyserował debiutant –Marek Brodzki, wieczny II
reżyser. O efekcie finalnym, każdy kto widział, próbuje zapomnieć.
Kooperacja Szczerbica
ze Smarzowskim
zaowocowała jednym z najbardziej nieudolnych filmów jakie widziałem. Najmniej
obrywa się aktorom, którzy naprawdę się starają. Grają z przejęciem, ale co z
tego? Nec Hercules… jeśli nie ma
scenariusza. Historia jest dziurawa i pozbawiona logiki, a intryga toporna. Nie
mówię tutaj o tle historycznym, tutaj aż zbyt wiele uwagi poświęconej jest
deklaratywnemu wykładaniu historycznej specyfiki czasów, głównie za pomocą
okrutnie źle napisanych scen dialogowych. Rzecz rozsypuje się w najprostszych
wymiarach: bohaterowie nie mają żadnych motywacji. Zachowują się nielogicznie i
niezrozumiale. Fatalnie wypadają wszelkie sceny akcji – bójki, wybuchy, efekty
specjalne – wszystko na poziomie gimnazjalnego kółka filmowego. Nie przekonuje
warstwa estetyczna. Zdjęcia Piotra
Sobocińskiego jr są przestylizowane i niespójne. Nie pomaga fatalna charakteryzacja
(przyklejane brody, silikonowe nosy). Źle i nieprzekonywująco wypada kwestia
języków, którymi posługują się bohaterowie w wieloetnicznym świecie (pan Wojtek mógłby wiele
nauczyć się od Agnieszki
Holland). Nie ma puenty. To kolejna odsłona tej samej historii. Niestety
coraz wyraźniej zaczyna to przypominać osobistą odtrutkę Smarzowskiego na lukrowany
świat, który na co dzień tworzy Na Wspólnej.
Ciekawe czy Różę tak chętnie by
głaskano, gdyby miała jakieś kolce?
oj, lepiej nie
Róża, reż. W. Smarzowski, Polska 2011