środa, 8 lutego 2012

"Róża", czyli nie głaszczmy się


W kinach Róża – najnowszy film reżysera serialowego Wojtka Smarzowskiego (Na Wspólnej, Brzydula, Londyńczycy 2). Podobno też najbardziej wyczekiwany. Przez aklamację uznany za dzieło wybitne, w momencie w którym okazało się, że to właśnie Smarzowski będzie reżyserował. Wszak w kraju nad Wisłą „wybitność” otrzymuje się z nadania, dożywotnio, bez odwołań i w trybie niejawnym. Wojtek Smarzowski reżyserem wybitnym jest, odkąd nakręcił dobre Wesele. Fakt, że na co dzień zajmuje się sztuką, której wybitność jest sprawą dyskusyjną (wspomniane seriale) nie ma na to najmniejszego wpływu. Pan Wojtek na co dzień może klepać telenowele, ale gdy tylko jego film puszczany jest w kinie, staje się filmem wybitnym. Z nadania.

Dom Zły – film prostacki, prymitywny i źle opowiedziany (bezsensowne wprowadzenie kilku płaszczyzn czasowych) zapoczątkował akcję zagłaskiwania pana Wojtka. Recenzenci przyznawali gwiazdki bez opamiętania porównując do Fargo braci Coen. Różnica jak między piciem w Szczawnicy, a szczaniem w piwnicy. Pan Wojtek poczuł się dobrze w swoim artystowskim bunkrze i robi filmy, odpowiadające hasłu: „patrzcie, jacy potrafimy być ohydni”. Wiadomo od ohydy do wybitności tylko krok. Wszyscy zachwyceni! Jakież to ohydne! Jakież paskudne! Jakież wstrętne! Dokładnie ten trop, odtwarza Róża. To kolejna odsłona bezrefleksyjnego studium ludzkiej ohydy. Tautologiczny schemat, w którym po paskudnym świecie harcują paskudne osobniki, uprzykrzając skutecznie życie nielicznym porządnym.

Jako reżyser serialowy pan Wojtek ma bardzo duże doświadczenie w pracy nad cudzym tekstem. Tym razem autorem scenariusza jest niejaki Michał Szczerbic. Człowiek, który wcześniej swój talent scenariopisarski objawił jako autor jednej z najbardziej spektakularnych katastrof rodzimej kinematografii, czyli adaptacji Wiedźmina, zarówno w wersji serialowej jak i filmowej. To on, jako producent, stał za tym by trudny film fantasy o budżecie przeszło 18 mln PLN wyreżyserował debiutant –Marek Brodzki, wieczny II reżyser. O efekcie finalnym, każdy kto widział, próbuje zapomnieć.

Kooperacja Szczerbica ze Smarzowskim zaowocowała jednym z najbardziej nieudolnych filmów jakie widziałem. Najmniej obrywa się aktorom, którzy naprawdę się starają. Grają z przejęciem, ale co z tego? Nec Hercules… jeśli nie ma scenariusza. Historia jest dziurawa i pozbawiona logiki, a intryga toporna. Nie mówię tutaj o tle historycznym, tutaj aż zbyt wiele uwagi poświęconej jest deklaratywnemu wykładaniu historycznej specyfiki czasów, głównie za pomocą okrutnie źle napisanych scen dialogowych. Rzecz rozsypuje się w najprostszych wymiarach: bohaterowie nie mają żadnych motywacji. Zachowują się nielogicznie i niezrozumiale. Fatalnie wypadają wszelkie sceny akcji – bójki, wybuchy, efekty specjalne – wszystko na poziomie gimnazjalnego kółka filmowego. Nie przekonuje warstwa estetyczna. Zdjęcia Piotra Sobocińskiego jr są przestylizowane i niespójne. Nie pomaga fatalna charakteryzacja (przyklejane brody, silikonowe nosy). Źle i nieprzekonywująco wypada kwestia języków, którymi posługują się bohaterowie w wieloetnicznym świecie (pan Wojtek mógłby wiele nauczyć się od Agnieszki Holland). Nie ma puenty. To kolejna odsłona tej samej historii. Niestety coraz wyraźniej zaczyna to przypominać osobistą odtrutkę Smarzowskiego na lukrowany świat, który na co dzień tworzy Na Wspólnej.

Ciekawe czy Różę tak chętnie by głaskano, gdyby miała jakieś kolce?

oj, lepiej nie

Róża, reż. W. Smarzowski, Polska 2011