Skrótowość niejedno ma imię i niejeden wymiar. Zasadniczo ze
skrótowości korzystamy w dwóch skrajnych przypadkach: z jednej strony w wyniku
nadmiaru informacji, gdy chcemy od razu przejść do sedna; z drugiej zaś strony,
gdy próbujemy zakamuflować informacyjny deficyt – stajemy się tak skrótowi, że
aż niezrozumiali. To taka próba dodania znaczeń przez redukcję. Czasem
efektowna (ale wyłącznie na krótką metę), bardzo rzadko jednak efektywna.
Przepraszam za powyższy akapit. Czuję się z nim nieswojo. Nie
wiem, jak zabrać się za Ki. To film skrajnie
niedobry i pusty pod względem zawartości emocjonalno-intelektualnej. Jednocześnie
wzbudza we mnie skrajne, silne i bardzo negatywne emocje, które nie wynikają
bezpośrednio z procesu oglądania, tylko z poczucia oszustwa, które powstaje już
po fakcie. Ki wyzwala emocje, na
które zupełnie nie zasługuje. Jeśli chcesz wiedzieć zgodnie z materiałami
promocyjnymi „dlaczego nie polubisz jej (Ki)”, to…
Leszek
Dawid w swoim fabularnym debiucie podejmuje się zadania karkołomnego. Otóż
skrótowością próbuje dopisać znaczenia czemuś, co od samego początku było niczym
więcej jak półproduktem – nie wierzę, że zanim przystąpiono do zdjęć istniał
przyzwoity scenariusz. Podejście owo samo w sobie stanowi intrygującą strategię
artystyczną. Można je próbować tłumaczyć doświadczeniem Dawida jako
dokumentalisty. Dokumentaliści pracują zwykle na żywej materii, bez scenariusza.
Jednak, o czym wielu rodzimych twórców raczy zapominać, film fabularny a
dokumentalny to dwie zupełnie odmienne dyscypliny. Jeśli chcecie dowiedzieć się, co wyniknie, gdy tenisista chwyci paletkę do ping-ponga, to w myśl zasady
analogii możecie obejrzeć Ki… Wprawdzie mecz tenisa
stołowego trwa krócej i mniej się umęczycie, ale wychodzi w każdym razie na
jedno. Tak jak tenisista przegra mecz w ping-ponga, tak leniwy dokumentalista
przegrywa w fabule…
O co chodzi z Ki? Zasadniczy problem
polega na tym, że niewiadomo. Film jest a-dramaturgiczny. To znaczy nie posiada
konfliktu. Wszystko dzieje się „ot tak” i jest próbą pokazania pewnego,
dziwnego typu osobowościowego – tytułowej Ki. Problem polega na
tym, że wszystko jest skrótowe i powierzchowne. Ki to Roma Gąsiorowska. Nie
uświadczysz, drogi Czytelniku, kreacji aktorskiej. Jeśli znasz Romę Gąsiorowską (na przykład z wywiadów) i irytuje Cię jej charcząco-skrzekliwy głos zahukanej
nastolatki, ogólne mamrotanie i upalony wzrok, to dokładnie to samo otrzymasz na
ekranie. Fabuły nie ma. Są jakieś epizodyczne sceny, w których zwykle Ki chce czegoś
od otaczających ją postaci: Pio, Miko, Anto, Dor, Go. Najbzdurniej wygląda jej
relacja z przypadkowym współlokatorem Miko (Woronowicz). Miko raz jest miły a
raz nie, raz się zgadza a raz nie, zupełnie jakby jego emocjonalnością rządził
jakiś komputerowy algorytm. Twórcy stawiają przed Ki kolejne zadania, wysyłają
ją w kolejne miejsca. I nic. Aż do momentu, w którym film się po prostu kończy.
Ot tak sobie, bez wyraźnej przyczyny i powodu. Reżysersko wszystko jest biedne
i puste jak konto bankowe głównej bohaterki na dzień przed wypłatą zasiłku. Dawid próbuje stosować chwyty
dokumentalisty, próbuje wędrować z kamerą za jej plecami jak w Zapaśniku, ale ani Gąsiorowska nie jest
Rourkiem, ani tym bardziej Dawid
Arronofskym.
Obejrzałem przedpremierowo, w Internecie, legalnie na
kinoplex.pl i cieszę się, że nie zapłaciłem za bilet, a wściekam się, bo to
pseudoartystowskie kino zawiera w sobie wszystkie patologie dotacyjnego, bezrefleksyjnego
PISFowskiego systemu. To film, który nigdy na siebie nie zarobi, którego oglądanie
nie sprawia przyjemności, który nie ma żadnego ładunku emocjonalnego. Zrobiony
odtwórczo i wtórnie. Leniwie, bez talentu, na zgranych patentach. Nudny,
obciachowy i cholernie wkurzający. Z jednym zgadzam się w całej rozciągłości z
dystrybutorem – Ki „nie polubisz jej”…
oj, lepiej nie
Dziękuję za recenzję, powstrzymała mnie przed daniem kolejnej szansy współczesnemu kinu polskiemu;)
OdpowiedzUsuńCzym "Ki" fascynuje? Nie wiem. Przez 98 min. projekcji nie znalazłam odpowiedzi. ... co najwyżej prowokuje by kopnąć ją w tyłek. Jedyne co w tym filmie zastanawia to fakt, że nikt tego nie robi... I generalnie Ki o nic nie chodzi, filmowi też o nic i nie wiem po co.... Szczerze mówiąc nawet nie chce mi się Ki nie lubić, bo szkoda mojego czasu i energii...
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa recenzja, ostra i bezkompromisowa - ale tak ma być
OdpowiedzUsuńDziwna recenzja - nie mogę w niej znaleźć żadnych merytorycznych argumentów.
OdpowiedzUsuńDziwny komentarz - nie mogę w nim znaleźć żadnych merytorycznych argumentów.
OdpowiedzUsuńsłabe
OdpowiedzUsuń