Niebo nie spadnie wam na głowę podczas seansu nowej odsłony
przygód 007. Nie zmienia to faktu, że to
niemal perfekcyjne kino akcji, które trzyma mocno w swoim uścisku przez
przeszło 140 minut.
Sam Mendes
nie robi rewolucji, ale nie może też być mowy o zjadaniu własnego ogona.
Najnowszy Bond jest świeży, mimo że trochę zmęczony. Podstarzały jakoś nie
pasuje do Daniela Craiga,
który pewnie czuje się w skórze najsłynniejszego agenta MI6. Wiele w tym wszystkim
subtelnej autoironii, która na szczęście nie bierze filmu w nawias. Przy całej
swej wizualnej wirtuozerii Skyfall jest także fantastycznie
obsadzony i zagrany. Javier
Bardem ustanawia zupełnie nowy punkt odniesienia w dziedzinie filmowego
antagonisty. Dziewczyny Bonda są nie tylko seksownym dodatkiem (fantastyczna Bérénice Marlohe w przejmującym epizodzie). Odmłodzony Q (Ben Whishaw) wręcz zyskuje na
uroku, mimo że nie rozdaje już wybuchających długopisów. Zaś dzięki M (Judi Dench) udaje się w film
akcji sprawnie wpleść wątek polityczno-społeczny i choć na chwilę zwątpić w
rolę szpiegów i wywiadów. Jej i 007 finałowa podróż do przeszłości jest
zdecydowanie godna 50 lat serii. James Bond w naprawdę wysokiej formie.
warto
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz