czwartek, 22 marca 2012

Zawód: PRODUCENT

Producent filmowy, to zawód, który w raz z upadkiem komuny i nastaniem wolnego rynku przeszedł rewolucję. Otóż nagle okazało się, że do produkowania filmów kluczową stanie się umiejętność pozyskiwania na nie funduszy, czyt. pieniędzy z perspektywą jak największego zwrotu (ewentualny brak zwrotu można zrekompensować sobie w trakcie produkcji, ale o tym ciiiii...). I tak się jakoś utarło, że producenci to ludzie nie tyle z cienia, ale konsekwentnie w cieniu pozostający, gdzieś z tylnego siedzenia sterujący procesem filmu powstawania, a być może tylko go umożliwiającym... Wszystko do czasu...


Lew R. to pierwszy polski producent, który z hukiem z cienia wyszedł. Jego gwiazda zabłysnęła na chwilę, ale za to z siłą kilku słońc. Gdy nastało jego przysłowiowe "5 minut" przemknął przez rodzimy firmament niczym kometa, której ogon do dziś rozpala  wyobraźnię kolejnych pokoleń producentów...


Tak jak Lew R. zasłynął tym, że za kraty trafił, tak Jacek Samojłowicz, producent głośnego Kac Wawapodąża tą samą drogą z tą różnicą, że za kraty pragnie wsadzać innych. Padło na krytyka Raczka. O co dokładnie chodzi, możecie usłyszeć z ust samego pana Jacka, który pięknie i elokwentnie tłumaczy się ze swoich pobudek u Lisa. Przy okazji będziecie mieli możliwość zapoznania się z ogólną refleksją pana Samojłowicza na temat misji i etosu producenckiego ("ja tylko daję kasę"). O tutaj:


Podobno, gdy Lew R. oglądał program Lisa, to rozłożył szeroko ręce, westchnął głęboko i kręcąc wolno głową rzekł: "ech, do czego to doszło..."


środa, 21 marca 2012

Orły, sokoły, czyli o róży w ciemnościach

Orły, to Polskie Nagrody Filmowe, na modłę zamorską przyznawane przez członków Polskiej Akademii Filmowej. Jak to w naturze nagród leży, zostały właśnie przyznane/rozdane Orły 2012. Jak każde nagrody, Orły mają swoją wewnętrzną logikę i dynamikę. Czy Polski Orzeł filmowy szybuje gdzieś wysoko w przestworzach, czy pikuje w dół szorując podbrzuszem po leśnej ściółce - musicie ocenić sami. Ja po prostu tegorocznych Orłów nie rozumiem. O zaszczytny tytuł "Najlepszy Film" biją się trzy dzieła: Róża, W Ciemności, Sala Samobójców. Nominacje mówią wiele o poziomie. A ja, który każdy z tych filmów widziałem, próbuję zrozumieć dlaczego z pojedynku zwycięsko wychodzi  Róża? Odstawiam na bok swoją opinię o filmie Smarzowskiego i zastanawiam się dlaczego W Ciemności nie zyskało uznania Polskiej Akademii Filmowej.

Do refleksji - Róża vs. W Ciemności:

Podobny temat. Obydwa filmy opowiadają o dramacie jednostek w obliczu okrutności wojny. Obydwa próbują odtworzyć światy, które nie istnieją, także w warstwie językowej. Różę zobaczyło w polskich kinach 373 660 widzów i nie ma na koncie żadnego sukcesu na międzynarodowym A-klasowym festiwalu filmów. Nie wiadomo także, by gdziekolwiek film miał wejść do szerokiej międzynarodowej dystrybucji. W Ciemności zobaczyło 1 157 634 widzów, film zdobył m. in. nominację do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny i ma międzynarodowego dystrybutora - Sony Picture Classics.

Podsumowując, najlepszym filmem, w oczach Polskiej Akademii Filmowej z dwóch o tej samej tematyce i podobnie dobrze przyjętych przez krytykę Orłem odznaczony został ten o prawie czterokrotnie mniejszej widowni krajowej, i bez jakichkolwiek istotnych sukcesów międzynarodowych. Ciekawe? Zadziwiające? Logiczne?

A jeśli ktoś się zastanawia dlaczego w swoim zdziwieniu w zasadzie przemilczałem Salę Samobójców, to zapraszam tutaj:


Z pozdrowieniami,
fk

piątek, 9 marca 2012

Franek przerywa milczenie, czyli o krytyki sensie

Franek zamilkł był na czas jakiś. Sam się zastanawiam jaki wpływ na fakt ów miał bolesny seans Smarzowskiego filmu ostatniego. Pokłuty przez Różę, długo dochodził do siebie mimo niezachwianej wiary w sens swojego votum separatum. W tak zwanym międzyczasie wydarzyło się wiele. Nie tylko filmów, ale i na przykład Oscary, które są świetnym pretekstem do pisania o filmach (przez Franka niewykorzystanym). Będę nadrabiał zaległości.

Tymczasem, spróbujmy oddać się głębszej refleksji. Zatrzymajmy się na chwilę i spróbujmy wspiąć się na metapoziom. Sięgając ku istocie wszechrzeczy, zastanówmy się jaki jest sens tego wszystkiego? Ze swojej zawężonej optyki krytycznego krytyka filmowego pisząc wszystkiego, mam na myśli - recenzencko-filmowego.

Z zupełnie nieoczekiwanej strony pojawia się odpowiedź na wszelkie wątpliwości. Niczym intelektualny taran, z gracją walca drogowego wytacza się błyskotliwa jak sześcio kilowatowa lampa, bardziej nieustępliwa niż blok betonu, w swych sądach nieprzejednana niczym pojednanie polsko-niemieckie twórczyni, artystka, reżyserka, filmoznawczyni, filozof kultury, znawczyni prawideł erystyki. Proszę państwa, Barbara Białowąs:


Dzisiejszy dzień rozpoczął się dla mnie od seansu, który odtwarzał zarejestrowaną za pomocą sprzętu audiowizualnego, wartką niczym górski potok dyskusję, między wspomnianą powyżej BB, a niejakim Michałem Walkiewiczem (członek zespołu filmweb). Rozmowa ta, w której argumenty padają z siłą i energią młota pneumatycznego sprawi, że nic już nie będzie dla Was takie samo, a Ci którzy posiadają jeszcze resztki wiary w polskie kino utracą je bezpowrotnie.

Dla odważnych linki:
cz. I
cz. II