piątek, 23 grudnia 2011

"Sunset Limited", czyli wsiąść do pociągu byle jakiego…


Podróż to proces, istotą którego jest różnica pomiędzy punktem wyjścia i dojścia. Podróż to także motor napędowy wielu opowieści. Podróżujemy codziennie. Na krótkie dystanse. Na długie. Niektórym z nas udaje się wybrać w podróż dookoła świata, przynajmniej raz w życiu, inni nie opuszczają rodzinnego miasta, miasteczka, wsi przez całe życie. Bywa, że kręcimy się w kółko, w efekcie zataczając koło, i punkt wyjścia, i dojścia znajdą się w tym samym miejscu, ale tylko pozornie. Punkt dojścia będzie miejscem innym poprzez sumę doświadczeń z podróży. Niezliczona jest też liczba środków, za pomocą których można podróżować. Warunkiem koniecznym, jest wyłącznie zmiana samego podróżnika. Czasem niezauważalna, a bywa, że nieodwracalna. Sztuka jest także formą podróżowania. Najmniej przewidywalną ze wszystkich. Bywa, że zaczyna się w zaciszu domowym, bez kapci, na kanapie, w kinowej sali, galerii, i kończy się w tym samym miejscu. Dzisiaj będzie o filmie, który z łatwością można obejrzeć bez wychodzenia z domu, a który stanowi nieoczywistą kwintesencję filmowej podróży…

Sunset Limited to pociąg, którego nigdy nie zobaczymy. Nie wiadomo nawet, czy istnieje. Powołał go do życia autor - Cormac McCarthy. To pociąg, na który żaden z bohaterów jego scenariusza nie miał biletu. Ten widmowy pojazd stanowi tylko pretekst, klamrę niezbędną do tego by dwóch dojrzałych mężczyzn z przeciwnych światów z sobą spotkać. Biały (Tommy Lee Jones) miał dość wszystkiego. To umęczony akademik. Profesor, którego racjonalizm obdarł z umiejętności cieszenia się życiem. Miał zakończyć wszystko, właśnie pod stalowymi kołami Sunset Limited, ale pojawił się Czarny (Samuel L. Jackson) i mu przeszkodził. Były skazaniec, osoba głęboko religijna. Znajdujemy się w obskurnym mieszkaniu. Być może nowojorskim. Dopiero po chwili staje się jasne, co tak naprawdę nie wydarzyło się na kolejowym peronie. Czarny jest rozgoryczony. Chce zrozumieć, dlaczego Bóg postawił go w sytuacji, w której uratował Białego, który nie czuje się uratowanym. Dla Białego wszystko już skończone. Czarny jedynie odroczył to, co postanowione. Czarny nie umie pozbyć się wiary w to, że ich spotkanie było czymś więcej. Aparat poznawczy Białego wyklucza istnienie jakiejkolwiek siły wyższej, wykraczającej poza prosty przypadek, czy zrządzenie losu. Mężczyźni rozmawiają. Ich gorzka konfrontacja stanowi esencję podróży mimo, że do końca, przez dziewięćdziesiąt kilka minut, nie opuścimy obskurnego mieszkania. To starcie dwóch skrajnie odmiennych poglądów na życie, które z każdym argumentem wsysa coraz bardziej i prowadzi do wstrząsającego rozwiązania. Biały i Czarny krążą wokół pytań podstawowych, przede wszystkim o sens. Nie padną żadne proste, czy tym bardziej upraszczające odpowiedzi. Konkluzja jest gorzka, nieprzyjemna, szorstka. To podróż, którą kończy podskórne drapanie, zostaje po niej swędzący niepokój. Jedynym lekarstwem jest próba zmierzenia się samemu z pytaniami postawionymi przez Czarnego i Białego.

Sunset Limited to produkcja telewizyjna, która jest adaptacją dramatu teatralnego. Efektem jest hermetyczna duchota. Czuć swoistą teatralność w inscenizacji, która w połączeniu ze znamienitym aktorstwem tworzy porażająca całość. Ogląda się trudno i niełatwo. Zwykła niezwykłość  otwiera oczy na niezwykłość w zwykłości. To kolejna odsłona nowego wymiaru telewizji, która dociera do nas zza oceanu. Na szczęście do oglądnięcia bez większych problemów logistycznych tutaj. Zdecydowanie,

warto,

Sunset Limited, reż. T. Lee Jones, USA TV 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz