Podróż to proces, istotą którego jest różnica pomiędzy
punktem wyjścia i dojścia. Podróż to także motor napędowy wielu opowieści.
Podróżujemy codziennie. Na krótkie dystanse. Na długie. Niektórym z nas udaje
się wybrać w podróż dookoła świata, przynajmniej raz w życiu, inni nie
opuszczają rodzinnego miasta, miasteczka, wsi przez całe życie. Bywa, że
kręcimy się w kółko, w efekcie zataczając koło, i punkt wyjścia, i dojścia
znajdą się w tym samym miejscu, ale tylko pozornie. Punkt dojścia będzie
miejscem innym poprzez sumę doświadczeń z podróży. Niezliczona jest też liczba
środków, za pomocą których można podróżować. Warunkiem koniecznym, jest
wyłącznie zmiana samego podróżnika. Czasem niezauważalna, a bywa, że
nieodwracalna. Sztuka jest także formą podróżowania. Najmniej przewidywalną ze
wszystkich. Bywa, że zaczyna się w zaciszu domowym, bez kapci, na kanapie, w
kinowej sali, galerii, i kończy się w tym samym miejscu. Dzisiaj będzie o
filmie, który z łatwością można obejrzeć bez wychodzenia z domu, a który
stanowi nieoczywistą kwintesencję filmowej podróży…
Sunset Limited to pociąg,
którego nigdy nie zobaczymy. Nie wiadomo nawet, czy istnieje. Powołał go do
życia autor - Cormac McCarthy.
To pociąg, na który żaden z bohaterów jego scenariusza nie miał biletu. Ten
widmowy pojazd stanowi tylko pretekst, klamrę niezbędną do tego by dwóch dojrzałych
mężczyzn z przeciwnych światów z sobą spotkać. Biały (Tommy Lee Jones) miał dość
wszystkiego. To umęczony akademik. Profesor, którego racjonalizm obdarł z
umiejętności cieszenia się życiem. Miał zakończyć wszystko, właśnie pod
stalowymi kołami Sunset Limited, ale pojawił
się Czarny (Samuel L. Jackson)
i mu przeszkodził. Były skazaniec, osoba głęboko religijna. Znajdujemy się w
obskurnym mieszkaniu. Być może nowojorskim. Dopiero po chwili staje się jasne,
co tak naprawdę nie wydarzyło się na kolejowym peronie. Czarny jest
rozgoryczony. Chce zrozumieć, dlaczego Bóg postawił go w sytuacji, w której
uratował Białego, który nie czuje się uratowanym. Dla Białego wszystko już
skończone. Czarny jedynie odroczył to, co postanowione. Czarny nie umie pozbyć
się wiary w to, że ich spotkanie było czymś więcej. Aparat poznawczy Białego
wyklucza istnienie jakiejkolwiek siły wyższej, wykraczającej poza prosty
przypadek, czy zrządzenie losu. Mężczyźni rozmawiają. Ich gorzka konfrontacja
stanowi esencję podróży mimo, że do końca, przez dziewięćdziesiąt kilka minut,
nie opuścimy obskurnego mieszkania. To starcie dwóch skrajnie odmiennych
poglądów na życie, które z każdym argumentem wsysa coraz bardziej i prowadzi do
wstrząsającego rozwiązania. Biały i Czarny krążą wokół pytań podstawowych,
przede wszystkim o sens. Nie padną żadne proste, czy tym bardziej upraszczające
odpowiedzi. Konkluzja jest gorzka, nieprzyjemna, szorstka. To podróż, którą
kończy podskórne drapanie, zostaje po niej swędzący niepokój. Jedynym
lekarstwem jest próba zmierzenia się samemu z pytaniami postawionymi przez
Czarnego i Białego.
Sunset Limited to produkcja
telewizyjna, która jest adaptacją dramatu teatralnego. Efektem jest hermetyczna
duchota. Czuć swoistą teatralność w inscenizacji, która w połączeniu ze
znamienitym aktorstwem tworzy porażająca całość. Ogląda się trudno i niełatwo. Zwykła
niezwykłość otwiera oczy na niezwykłość
w zwykłości. To kolejna odsłona nowego wymiaru telewizji, która dociera do nas
zza oceanu. Na szczęście do oglądnięcia bez większych problemów logistycznych tutaj. Zdecydowanie,
warto,
Sunset
Limited, reż. T. Lee Jones, USA TV 2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz