piątek, 15 czerwca 2012

"Mroczne Cienie", czyli o wampira tępych kłach


Jak udowadnia popkultura nie wszystkie wampiry muszą mieć kły, ale jeśli już mają niech będą przynajmniej ostre. Wampiry niezmiennie są na fali. Wiadomo, "what is dead may never die", ale ryzyko jest coraz poważniejsze, że kiepska opowieść wampirza może spowodować nudę nieśmiertelną.

Mroczne Cienie to odgrzany pomysł serialowy sprzed ponad czterdziestu lat. Czy skutecznie nie wiem, bo nie było mnie jeszcze wtedy na świecie. Za patelnię chwycił Tim Burton, a smaży się Johnny Deep w doborowym towarzystwie. Wszyscy znają się świetnie i można wyczuć, że przy smażeniu bawili się przednio. Nie przekłada się to jednak na jakość dania. 

Legendarna już wyobraźnia wizualna Burtona wypada jakoś blado i mało spektakularnie, mimo momentami bizantyjskiego przepychu. Historia jest głupawo poplątana, rozczarowująco błaha i opowiedziana topornie. Ratuje ją dosłownie kilka momentów, w których obserwujemy starcie XVIII wiecznego wampira z realiami lat '70. Ale to głównie żarty lingwistyczne, które nie są w stanie ponieść całości. A w tym całym misz-maszu nie wiadomo nawet ostatecznie za kim trzymać kciuki.

Mroczne Cienie, czyli rodzinna saga o rybnym imperium wskrzeszonym przez wampira o niespecjalnie ostrych kłach, z rozrywką mają tyle wspólnego co tuńczyk w puszce z rybą...

oj, lepiej nie

Mroczne Cienie, reż. T. Burton, USA 2012

1 komentarz:

  1. Tak, panie Franku, lepiej krócej, jeśli za to będzie częściej. Bohdan

    OdpowiedzUsuń