Franek nie czytał powieści Dona DeLillo. Franek nie czytał wielu książek. Z tych, które
przeczytał, większość nie doczekała się swoich ekranizacji. To
chyba właściwa proporcja. Film nie powstał przecież jako medium
do ekranizowania książek. Film ma swoje opowieści, a książka
swoje. By te światy miały się przenikać, winien zaistnieć
słuszny powód. Skoro wszystko powiedziano już w książce, po co
robić kiepski film na jej podstawie?
Franek nie czytał powieści DonaDeLillo, dlatego nie może się odnieść, czy jest ona dziełem
udanym, czy nie. Z pewnością autor legitymuje się pewną renomą,
jak zresztą autor ekranizacji – David Cronenberg. Po seansie
Cosmopolis zdaje się jednak,
że renoma Davida Cronenberga dawno już go przegoniła i zostawiła
daleko w tyle (w raczej nieciekawym miejscu). Franek nie ma pojęcia,
czym w zamierzeniu miało być
Cosmopolis.
To, co zobaczył na ekranie przypominało efekciarski teatr telewizji
z przeceny, czy innej wyprzedaży. Robert Pattinson jedzie limuzyną
przez jakieś miasto. To rekin finansjery, ale równie dobrze mógłby
być wampirem tejże, bo jego twarz przedstawia identyczną paletę
emocji, co w niesławnej słynnej sadze młodzieżowej o wampirach:
Twilight. Pattinson
jedzie się ostrzyc, a co chwilę dosiadają się do jego limuzyny
kolejne postaci. Wszystkie dziwne, z jakiegoś podejrzanego,
zmyślonego świata o bardzo specyficznej estetyce. Z każdą kolejną
Pattinson prowadzi nudziarskie gadki z pogranicza światowej
ekonomii, rynków walutowych, technologii, seksu, filozofii, sensu
życia, wszystko na tle otwierającego cytatu ze Zbigniewa Herberta.
Dziwny styl opowiadania kamerą Cronenberga od pierwszych kadrów
irytuje. Wkurza syntetyczny świat. Irytują grubą nicią szyte
meta-parabole do kondycji globalnego świata. Pattinnson jest
pozbawiony charyzmy w groteskowym wymiarze, co znacząco utrudnia wejście w role pozostałym postaciom. Wszyscy aktorzy zagrywają się na całego,
próbują grać dziwnie, znacząco, a wychodzi im głupio i
manierycznie. Widać, że zostali całkiem osamotnieni przez
reżysera.
Franek
siedział, oglądał, minuty dłużyły się niemiłosiernie. Na
koniec odetchnął z ulgą, że to koniec.
Cosmopolis Cronenberga, to jego zdaniem filmowa pomyłka. Jeszcze nie wie, czy
sięgnie po powieść, choć jest w stanie
sobie wyobrazić, że między wierszami pojawią się sensy, których
między klatkami zabrakło. Nie
wszystko da się zekranizować.
Franek
napisał tę krótką recenzję w trzeciej osobie, jako urozmaicenie,
wobec tematu filmowego, do którego serca nie miał, i który serca
jego nie poruszył. Tym, którzy chcą się zapoznać z twórczością
DeLillo, a z jakiegoś powodu nie mogą jej przeczytać, Franek
poleca audiobooki.
oj,
lepiej nie
Cosmopolis,
reż. D. Cronenberg, Francja, Kanada, Portugalia, Włochy 2012
Hihi, on naprawdę jedzie się ostrzyc, czy to jakaś przenośnia :)?
OdpowiedzUsuńSerio. To kluczowa, zarazem jedyna motywacja bohatera, by pchać się w miasto limuzyną. Ostrzyc się:
OdpowiedzUsuńhttp://www.bravenewhollywood.com/wp-content/uploads/2012/05/robert-pattinson-hair-cut-cosmopolis.jpg
Miałam sobie odpuścić ten film... ale teraz chyba jednak obejrzę :D
OdpowiedzUsuńProponuję wybrać się limuzyną.
OdpowiedzUsuń