W piątkowe popołudnie - nie dla wszystkich - rozpoczyna się
weekend. Weekend to pełne dwa dni beztroski – sobota i niedziela, plus to ile
uda nam się uszczknąć piątku. Piątek stanowi bonus od harmonogramu, nie zawsze
i nie dla wszystkich dostępny. Wielu piątkowe popołudnia i wieczory spędza w
podróży. Część jedzie do domów, inni na weekend wyjeżdżają, po to by za chwilę
wrócić.
Dzisiaj specjalna recenzja – propozycja dla tych wszystkich,
którzy w podróż udadzą się z PKP, z InterCity, z Przewozami Regionalnymi, z
SKM, z PKP Cargo, interRegio, Regio, pośpiesznie, osobowo, no po prostu koleją…
Amerykańska kolej jest niepowstrzymana. Amerykańskie lokomotywy
mkną, pożerając tysiące kilometrów stalowych szyn, niepowstrzymanie od czasów
Dzikiego Zachodu. Niepowstrzymany to film o lokomotywie,
która tytułowo mknie. Problem polega na tym, że w wyniku błędu ludzkiego mknie
bez maszynisty, co może skończyć się bardzo źle... Na szczęście wśród
amerykańskich kolejarzy nie brak jest bohaterów – Denzel Washington – i
kandydatów na bohaterów – Chris Pine. No i o zmaganiu człowieka z maszyną i o
bohaterstwie prostego człowieka rzecz to będzie.
W kontekście pędu, z jakim pociągi w Niepowstrzymanym
się przemieszczają, film ten jest doskonałą odwrotnością doświadczenia znanego
z rodzimych torów. Potencjalnie, może stanowić, doskonałe wypełnienie nużącej podróży.
Niepowstrzymany trzyma w
napięciu bardziej niż tablica rozkładu jazdy na dworcu w Koluszkach. Wyzwala
emocje nieporównanie mocniejsze niż spacer po peronie drugim na dworcu w Kutnie
po północy, no i nie dłuży się jak podróż z Rzeszowa do Szczecina. To kino
zrobione z najwyższą rzemieślniczą precyzją. Tony Scott (brat Ridleya) kręci odważnie i
brawurowo. Na ekranie feeria barw, pęd powietrza, rozmazany krajobraz, czuć
doskonale moc pędzącej przed siebie maszyny, szczęk żelaza – to wszystko
sprawia, że film zasysa oglądającego. Jest w tym wszystkim spora dawka patosu,
ale w proporcjach wyważonych.
Proszę dać się ponieść fantazji. Zamknąć oczy i wyobrazić
sobie, że po polskich torach mkną pociągi, w których w granatowej czapce
maszynisty, zza brudnej szyby kokpitu uśmiecha się szelmowsko Denzel Washington. Czy nie jest
to perspektywa atrakcyjna? Ja na Denzela
czekać mogę, dlatego teraz gdy jadę pociągiem, który stoi gdzieś w lesie albo
na innym pustkowiu, myślę sobie, że to dlatego, że Denzel załatwia jakąś sprawę i
jak tylko skończy, to pojedziemy dalej. Ja na Denzela czekać mogę. A wizja, że
to on ujarzmia stalową bestię ciągnącą zardzewiały pekapeowski skład, jest
wizją kojącą.
Niepowstrzymany odtworzony
na przenośnym sprzęcie podczas kolejowej podróży, to pomysł, który zrealizować
zdecydowanie,
można
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz