Bywa, że powstają filmy, o których zupełnie nie chce się pisać. Takie,
które wzbudzają niesmak. Trzeba się wtedy przełamać i dać wyraz. Twórcy filmowi
mają w zanadrzu szereg strategii, dzięki którym udaje im się zakamuflować
płytkość swoich dzieł i okryć płaszczem ochronnym przed słowem szczerej krytyki
– zgodnie z ludową moralnością „o zmarłych tylko dobrze, albo wcale”. Tak
powstał podgatunek tzw. „nekrofilmu”. Sprawa jest brutalna – robimy film w
oparciu o losy osoby zmarłej, najlepiej niedawno i tym samym zachwyt krytyki
mamy jak w banku. Tatarak, 33 sceny z życia – to
już klasyczne przykłady tego nurtu. Niestety Jesteś Bogiem
także czerpie z tej niechlubnej tradycji.
Jeśli zastanawiacie się, czy to film dobry, który zasługuje na
wszystkie recenzenckie zachwyty, odpowiadam – to nie jest film. Po prostu. To
zbiór scen. Pocztówek z epoki. I tak jak na straganie w Zakopanem czy
Kołobrzegu bardzo niewiele pocztówek jest ładnych. Większość nijaka i brzydka.
Jesteś Bogiem stoi w
sprzeczności z podstawowym ideałem kultury hip-hop – szczerością. Twórcy niby
zabezpieczają się, że to historia fabularyzowana, ale upraszczające
przekłamania spłycają tę opowieść, pozbawiając jakiejkolwiek dramaturgii. Nie
jestem biografem polskiej sceny rapowej, ale lektura wpisu na Wikipedii o
Magiku pokazuje bardziej złożony, skomplikowany i po prostu ciekawszy obraz
tego człowieka, niż seans Jesteś Bogiem. Zupełnie
zmaryginalizowany został udział Magika w projekcie Kaliber 44, z którym wydał
dwie płyty, a których nakład liczony był w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, z
którym zagrał dziesiątki koncertów, udzielał wywiadów telewizyjnych i z którego
odszedł. Polecam wywiad z Abradabem – kolegą Magika z K44,
który bez zacietrzewienia i z dystansem tłumaczy specyfikę ich relacji:
Tylko pierwszej płyty Kalibra rozeszło się 80 tys., drugiej kolejne kilkadziesiąt tysięcy. Rozumiem, że Magik miał rodzinę i pewnie miał więcej wydatków niż my, ale żeby aż tak? Niemożliwe. Zupełnie też sobie nie wyobrażam, że on w tamtych czasach, kiedy Kaliber był naprawdę na topie i bez przerwy puszczali nas w radiu, nie mógł kompletnie znaleźć wydawcy. Chłopaki nagrywali po kątach, ale to był raczej efekt ich braku ogarnięcia, a nie faktycznych możliwości. Jestem pewien, że SP Records, które wtedy wydawało nasze płyty, Paktofonikę wydałoby z pocałowaniem ręki.
Autorzy filmu wciskają nam śląską impresję nt. amerykańskiego snu.
Naiwną i opartą na stereotypie. Nażelowanych cwaniaczków ze złotymi łańcuchami,
piszczących groupiess itp. I co z tego, że aktorzy się starają, nauczyli się
rapować, gdy nie mają ról do zagrania. Wszystko jest oczywiste, zakończenie
znane od początku, a relacje między postaciami pozbawione głębi i logiki. Filmowy
Magik irytuje. Nie wiadomo, dlaczego Magik kocha swoją żonę, która sprawia
wrażenie nudnawej zołzy, nie wiadomo dlaczego nagle zaczyna ją zdradzać, nie
wiadomo dlaczego ciągle nie ma kasy, dlaczego ciągle pożycza mu ją menadżer
Gustaw. Nic nie wiadomo. Zieje pustką, którą ratują jedynie rapowe numery –
jedyny element tej produkcji, w którym o coś chodziło. Trudno jest mierzyć się
z samobójstwem, ale to filmowe nie prowokuje żadnych pytań. Nie ma żadnych
konsekwencji, zaś scena, w której ojciec Magika, całuje go w czoło, po tym jak
ten spadł 9 pięter w dół na betonową ulicę pod blokiem to jakiś absurd –
bohater nie ma ani jednego zadrapania i można pomyśleć, że po prostu śpi
nawalony przed blokiem.
Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś o Magiku i Paktofonice,
zapraszam do wikipedii
czy na youtube. Jeśli chcecie obejrzeć muzyczny film o zespole, którego lider
popełnia samobójstwo wypożyczcie Control
Antona Corbijna. Jesteś Bogiem to
kolejne filmowe oszustwo spod znaku białoczerwonej flagi. Recenzencki zachwyt
jest chyba podstępną próbą ostatecznego zniechęcenia widzów do rodzimych
produkcji. Trochę dobrego rapu, solidna scenografia, dobre kostiumy i trzech
młodych zdolnych aktorów, z których żaden nie stworzył kreacji nie zmieniają
faktu, że to film, który nie stawia przed widzem żadnych pytań, a odtwarza
jedynie zakłamaną wizję pewnej prawdy. Zdecydowanie,
oj, lepiej
nie
Jedno ale - to nie jest film o Magiku a o Paktofonice, której owszem był on częścią, ale to nie jego biografia a zespołu.
OdpowiedzUsuńPoza tym jakby chcieć każdy szczegół życia przedstawić w filmie to trwałby on wiele godzin, a są inne źródła z których jak komuś mało - można się o jego życiu dowiedzieć.
Nie potrzeba pokazywać każdego szczegółu, po łebkach również można szczerze opowiedzieć o przeszłości. Nie cierpię przekłamań w filmach opowiadających prawdziwą historię, i uważam je za niebezpieczne. Szczególnie że w naszych czasach młodzi ludzie uczą się tejże z telewizora a nie z książek, i mało komu chce się zerknąć do innych źródeł aby zweryfikować przedstawioną na ekranie treść.
OdpowiedzUsuńDrogi Franku,
OdpowiedzUsuńja tu nie o A R C Y D Z I E L E Leszka Dawida chciałem napisać, bom je jeszcze nie widział, ale w jego jakość, jak w jakość całej polskiej kinematografii, nie wątpię. Ja tu chciałem pewną do Ciebie Franku pretensję zgłosić! Za rzadko pisujesz Destruktorze, zdecydowanie za rzadko! Proszę o więcej recenzji, ba domagam się ich!
Widzę, że autor recenzji od początku nastawiony negatywnie do filmu... W wielu sprawach ma rację i rzeczywiśćie film może do wybitnych nie należy ale za bardzo skupił się na negatywnej ocenie. Pierwsze co się rzuca w oczy to to ze zwraca uwagę na mały udział K44 w filmie ale to nie o tym zespole miała być mowa w filmie on miał posłużyć jako uzupełnienie a właściwie wstęp do reszty filmu ja bym tu poszedł wręcz w drugą stronę za dużo magika w porównaniu do reszty paktofoniki przecież to jest O NICH film a nie o samym magiku. Recenzja troszkę przesadzona na minus...
OdpowiedzUsuń