sobota, 3 grudnia 2011

"Wymyk", czyli gdybyś wtedy upilnował brata, to teraz nie byłbyś sam


Prawda to zagadnienie nieoczywiste i niejednorodne. Jest „święta prawda”, „gówno prawda”, „moja prawda”, zwykle bardziej prawdziwa niż „twoja prawda” i cały szereg innych prawd... Prawda nie jest kłamstwem, ale bywa, że kłamstwo prawdą się staje. Czym jest prawda w filmie, skoro ten z definicji jest kłamstwem? Kłamstwo staje się prawdą na skutek odpowiednich starań. W efekcie, dzięki fachowym zabiegom na czas stu kilkunastu minut prawdą może stać się np. kłamstwo o smokach, czy Marsjanach w ich okrągłych talerzach. Jednocześnie w kiepskim filmie kłamstwem może stać się prawda z notki prasowej, czy innego reportażu z działu „życie”. Można kłamać w dobrej wierze, albo kłamać z próżności, by wywrzeć większe wrażenie. Kłamać dla pieniędzy czy dla sławy. Schizofrenik będzie okłamywał sam siebie, że prawda o nim samym jest inną prawdą niż się wszystkim dookoła i jemu samemu wydaje. Można zapewne znaleźć tyle samo powodów na mówienie prawdy co kłamstw. Wnioski są następujące: mitomania niekoniecznie predestynuje do bycia filmowcem, no i jak już kłamać to przyzwoicie. A jeśli jesteś, drogi Czytelniku, ciekaw jak kłamie Greg Zglinski w Wymyku, to serdecznie zapraszam.

Wymyk, to film który eksploruje rejony z dziedziny szeroko pojętych prawd oczywistych. O prawdach oczywistych trzeba oczywiście mówić. Film może być świetnym nośnikiem na przypominanie tego, co w życiu najważniejsze, na kwestionowanie, czy na refleksję na temat owych oczywistych prawd. Problem Wymyku polega na tym, że jego twórcy ani na moment nie wychodzą poza rejon „oczywistości”. Na tapecie mamy dobrze znaną od pokoleń refleksję o tym, że „co dwie głowy to nie jedna”. W warstwie fabularnej rzecz się sprowadza do tego, że mamy dwóch braci, którzy wspólnie prowadzą rodzinną firmę, w niepozbawionej napięć atmosferze rywalizacji. Aż tu pewnego dnia dochodzi do tragedii: bracia jadą pociągiem, niefortunnie w towarzystwie łobuzów. Jeden zwraca łobuzom uwagę i ląduje w szpitalu w stanie krytycznym, drugi zaś nie reaguje i to jemu poświęcona jest reszta filmu, której szczytowa refleksja pada z ust filmowego ojca: „gdybyś wtedy upilnował brata, to teraz nie byłbyś sam”. Z dwóch braci ostał się ino jeden, a jak wiadomo „co dwie głowy to nie jedna” i tak domyka nam się krąg intelektualnej refleksji autorów recenzowanego dzieła. Greg Zglinski nie stawia pytań. Daje wyłącznie kłamliwe odpowiedzi i przede wszystkim zajmuje się udowodnieniem tezy. Podążając za podpowiedzią płynącą z filmowego plakatu, będziemy obserwować, jak rozsypuje się świat brata, który nie zareagował (świat tego, który zareagował rozbił się o słup trakcji elektrycznej), aż się wszystko rozsypie doszczętnie. Proste? Oczywiście, bo prawdy oczywiste są proste. Nie znaczy to, że należy o nich opowiadać w prymitywny sposób, ale polskie kino konsekwentnie uczy, że nie należy wymagać od niego zbyt wiele.

Autorzy Wymyku trzymają się tej zasady i od siebie też nie wymagają wiele, bo kłamią jak z nut, cholernie przy tym fałszując. Niewiele się w Wymyku zgadza, co strasznie kłóci się z pretensjonalnym stylem opowiadania, który rzekomo jest blisko „prawdziwego życia”. Akcja rozgrywa się w bliżej nieokreślonym małym miasteczku, sportretowanym w sposób klasyczny – „zadupie”. Na filmowym zadupiu mieszkają nasi filmowi bracia i prowadzą wspólnie rodzinny biznes. Jest to przedsięwzięcie IT (Internet + TV kablowa), przejęte od ojca o proweniencji małorolnego chłopa. Co ciekawe w sieci można obejrzeć fragment z fazy developmentu, nakręcony w ramach programu EKRAN, z którego wynika, że początkowo bracia mieli mieć hurtownię kwiatów. Jak wiadomo, od sadzonki do serwera droga jest niedaleka. I tak w tej sielskiej scenerii rozgrywa się wydumany konflikt o pozycję w firmie. Młodszy brat powrócił był ze studiów w Ameryce i chce wprowadzać zmiany. Starszy zmian nie chce. Młodszy jest wdowcem i ma dwójkę dzieci. Starszy bezdzietny, ale z żoną. Sytuacja wyjściowa jest niespójna, nielogiczna i fragmentaryczna. Trudno stworzyć całościowy obraz filmowego świata, który od początku jest mało wiarygodny. Ów brak wiarygodności podkreśla tylko sztuczność dramaturgicznego konfliktu, który poprowadzony jest bardzo siłowo.

Nie wiem, czy Greg Zglinski jest jedynakiem i czy Wymyk był pomyślany jako film dla tych pozbawionych rodzeństwa, czy jako przestroga dla wszystkich braci i sióstr. Jeśli lubisz, drogi Czytelniku, kino, które nie stawia pytań, za to daje byle jakie odpowiedzi. Kino, które koncentruje się na przeprowadzaniu dowodów, w którym twórca nie komplikuje sobie nadmiernie zadania, tylko zmierza prostą drogą do celu. Jeśli nie przeszkadza Tobie nieumiejętne kłamstwo, jeśli tylko służy udowodnieniu tezy, a refleksja na temat braterskiej więzi na poziomie „co dwie głowy, to nie jedna” wzbudza w Tobie dreszczyk intelektualnej podniety, Wymyk Cię nie rozczaruje. W przeciwnym razie,

oj, lepiej nie

Wymyk, reż. G. Zglinski, Polska 2011

4 komentarze:

  1. Gratuluję Ci tych 10000 wejść. Jestem tu pierwszy i ostatni raz, więc już nie będę nabijać Ci statystyk. Przeczytałam kilka Twoich "recenzji". Chaotycznych, napisanych stylem - nie podobało mi się ,gniot, nie idź.
    Drogi "krytyku" - na ocenie filmu trzeba się znać, a nie obrażać wszystko jak leci. Zwłaszcza, że często niesłusznie i na siłę. byle było kontrowersyjnie i szokująco, co?
    Jeśli chodzi o Twoje recenzje, no cóż - daję do zakładki "oj, lepiej nie".

    OdpowiedzUsuń
  2. Drogi Anonimie, na ocenie filmu trzeba się znać -tu się z Tobą zgodzę. Krytycy nie są jednak od głaskania. "Obrażania", o którym piszesz, ja u Franka nie widzę. Nie zawsze się z nim zgadzam, ale swoje "niepodobanie" argumentuje więcej niż po prostu "niepodobaniem". Krytyk, jak sama nazwa wskazuje, jest od krytycznego myślenia. To Franek ma i za to go lubię. Tym bardziej podoba mi się, gdy jego zdanie jest inne niż moje i potrafi wytłumaczyć mi dlaczego. Za to wielki plus (google+).

    OdpowiedzUsuń
  3. W kwestii technicznej, refleksja nt. obrażania z lotu ptaka (jak leci).

    Obrażać, to słownikowo:
    1. «uchybić czyjejś godności osobistej słowem lub czynem»
    2. «naruszyć słowem lub czynem jakieś normy, prawa lub wartości»

    Nie bardzo rozumiem, jaką logiką kierują się czytelnicy, którzy insynuują mojej skromnej osobie intencję mające na celu obrażanie kogokolwiek. Po pierwsze: nie poruszam się w rejonach, które mogłyby w jakikolwiek sposób uchybić czyjejś godności osobistej. Po drugie: nie mam pojęcia jakież to normy miałbym naruszać? Recenzja to nie tylko streszczenie treści, a przede wszystkim krytyczny do niej stosunek. Jeśli się z moją krytyką, drogi Czytelniku, najczęściej anonimowy nie zgadzasz. Miej pewność, że masz do tego prawo. Tylko nie obrażaj się, tak jak i ja nie miałem intencji obrażania kogo/czegokolwiek, a przedstaw swój stosunek. Krytycznie. Nie obraźliwie.

    Pozdrawiam,
    Franek

    OdpowiedzUsuń
  4. Franek,

    Pisz szczerze tak jak czujesz.
    Robisz to dobrze i czujesz kino.

    A Polskie kino i tak traktujesz dość przyzwoicie, chociaż na to nie zasługuje.

    pozdrawiam

    Czytelnik

    OdpowiedzUsuń