piątek, 6 stycznia 2012

"W Ciemności", czyli światełko w tunelu


Podobno tuż przed śmiercią widać światełko w tunelu. Nie wiem. Nie sprawdzałem. Ale potwierdza to wiele osób, które przeżyło śmierć kliniczną. Ruszając w stronę światła, powracali do ziemskiej świadomości. Światełko w ciemności stało się nieoczywistym symbolem nadziei. Nieoczywistym dlatego, że w ciemności oślepia na tyle, że nigdy do końca nie wiadomo, co tak naprawdę za sobą skrywa. Pierwsza połowa XX wieku to były mroczne czasy. Prawdopodobnie najmroczniejsze w historii ludzkości. W Ciemności Agnieszki Holland to portret pogrążonych w mroku, lwowskich kanałów przez ostatnie czternaście miesięcy II wojny światowej. Świat, w którym nigdy nie wiadomo, czy światełko na końcu tunelu zwiastuje nadchodzącą pomoc, czy nieuchronną śmierć. Na początku nowego roku film ten to swoiste światełko w mrocznym tunelu rodzimej kinematografii. Jeśli chcesz, drogi Czytelniku, dowiedzieć się, jak mocno się pali, to…

Gdy zgasło światło w kinowej sali, moje serce zaczęło szybciej bić. Lęk, wobec najnowszego filmu Holland, był spory. Każdy, kto zmierzył się z i poległ na Janosiku, wie, o czym mówię. Zaczęło się. Dosyć szybko rozwiewają się obawy, które można mieć po obejrzeniu kiepskiego zwiastuna. W Ciemności pozytywnie zaskakuje realizacyjnym rozmachem i pietyzmem. Scenografia, kostiumy, charakteryzacja – wszystko na światowym poziomie, uwiecznione w pastelowych barwach na znakomitych zdjęciach Jolanty Dylewskiej. Ojczyste języki, lwowska gwara to wszystko brzmi bardzo dobrze. Niemcy mówią po niemiecku, Polacy po polsku, lwowiacy po lwowsku itd., co buduje kosmopolityczny klimat wojennego Lwowa i przy okazji, zupełnie na marginesie ośmiesza produkcje w rodzaju Czasu Honoru. Wojna u Holland jest okrutna. Zimna, bezduszna, bezmyślna, bezlitosna, a ludzie nią doświadczeni rozmywają się we wszystkich odcieniach szarości. Wszystko się zgadza. Poza tym, że nie wybucha żadna bomba. Agnieszka Holland zrobiła bardzo przyzwoity film. Nie więcej, nie mniej.

Poszczególne sceny są mocne, ale nie da się oprzeć wrażeniu, że wszystko już gdzieś widzieliśmy. Brakuje czegoś, co na stałe wryłoby się w pamięć, w jakąś zupełnie nową przegródkę. Próby nowego spojrzenia na wojnę, postawienia świeżego pytania, czy zaglądnięcia w nieznany do tej pory zakamarek. Filmowi nie pomagają zasadnicze problemy dramaturgiczne, już na poziomie scenariusza. Opowieść kilkukrotnie gubi widza. Film momentami ciągnie się powoli, z drugiej strony sceny niemiłosiernie się mnożą, nie bardzo wiadomo w jakim celu. Bardzo szybko wszystko staje się jasne w warstwie tzw. „dziania się”, zaś motywacje postaci, będące motorem ich decyzji pozostają w cieniu. Tematem filmu zdaje się być pytanie: „skąd się bierze dobro?”, ale refleksja nt. istoty dobra jest powierzchowna. Żadna odpowiedź nie pada. Być może dobrze, bo dzięki temu unikamy pretensjonalności, czy naiwnego dydaktyzmu, ale momentami brak odwagi w zanurzeniu się w nieznane rejony ludzkiej psychiki razi i pozostawia uczucie niedosytu. Dobroć u głównego bohatera - Sochy pojawia się „ot tak”. Jego nieracjonalne działania z jednej strony podkreślają absurd czasów, w jakich przyszło mu żyć. Z drugiej, nie otwierają żadnej nieznanej furtki. W Ciemności w warstwie znaczeń i emocji oferuje wyłącznie to, czego można się było po tym filmie spodziewać. Nic więcej. Nie znajdziemy dodanej wartości humanistyczno-emocjonalno-intelektualnej, która wyszłaby poza poziom oczywistości. Przy całej rzetelności i sumienności realizacyjnej film nie jest wolny od małych niedociągnięć. To kino na wysokim poziomie solidności, któremu jednak daleko do wybitności. Nie ma obsadowych pomyłek, ale są omsknięcia w poszczególnych rolach. Drugi plan nie jest mocnym punktem. Benno Fürmann ma momenty świetne, ale w kilku miejscach gubi się i niebezpiecznie zbliża się do granicy patosu. Zbyt często fałsz pobrzmiewa w postaci granej przez Herberta Knaupa (nie pomaga postsynchron, dzięki któremu niemiecki aktor mówi płynną polszczyzną). Kinga Preis, jako żona Sochy, jest wyłącznie dramaturgiczną figurą. Sam Więckiewicz jest wiarygodny i dobrze przygotowany. Gra skutecznie, za pomocą bardzo prostych środków. Trudno mówić tu o roli życia.

W ciemności nie zbawi polskiej kinematografii. Być może zostanie zauważony przez Oskarową Akademię, ale nie zmieni to faktu, że to po prostu udana koprodukcja, dzięki której opowiedziana została kolejna odsłona dramatu wojny. Mówienie o dziele przełomowym jest zdecydowanym nadużyciem. Jeśli, drogi Czytelniku, widziałeś Kanał i Listę Schindlera, jeśli znasz Pianistę, nie oczekuj polemiki. Dostaniesz solidną powtórkę na wysokim estetycznie poziomie.

Ostatecznie zdecydowanie można, ale nie jestem przekonany czy warto

W Ciemności, reż. A. Holland, koprodukcja 2011

1 komentarz:

  1. bardzo dziękuję za recenzję! nie będąc w Polsce na razie filmu nie obejrzę, a bardzo byłam ciekawa czyjejś opinii. :)

    OdpowiedzUsuń